Blog wycieczkowy Jasona

 


Brzesko, Bocheniec, Gwoździec

2015-08-02

Na niedzielę zaplanowałem sobie dłuższą wycieczkę szosówką do Brzeska, gdzie chciałem zdobyć Bocheniec z obu stron. Wcześniej musiałem zawieść Emilkę do babci w Łapczycy, więc na trasę wyruszyłem dopiero około 9:40. Zapowiadali upał, tym czasem było słonecznie ale nie specjalnie gorąco.

Z Łapczycy drogą 94 dojechałem do Bochni, gdzie ulicą Brzeźnicką zaatakowałem pierwszy dziś podjazd na trasie. Do Brzeska miałem jechać trasą pogórza, zaliczając pod drodze kilka mniejszych górek, które miały być treningiem przed podjazdem na Bocheniec. Na podjeździe do Brzeźnicy już się trochę męczyłem, podjazd ma 1,7 km, 83 m pod górę, średnie nachylenie 5,1%, maksymalne 9,1%. Może nie jest to jakiś mega trudny podjazd, ale zmęczyć się można. Dalej zjazd pod drewniany kościół w Brzeźnicy i znów pod górę do Poręby Spytkowskiej. Początkowo stromizna, nie jest zbyt wielka, ale ciągle wdrapujemy się pod górkę, jednak pod sam koniec podjazdu robi się na prawdę stromo:  podjazd ma 2,8 km, 89 m pod górę, średnie nachylenie 3,6%, maksymalne 8,7%. W nagrodę za tą walkę z podjazdami przez najbliższe kilka kilometrów głównie zjeżdżałem. Przed Brzeskiem wybrałem boczną drogę dojazdową i wyjechałem na skrzyżowaniu od razu z DK94. 

Do Jadownik postanowiłem jechać właśnie starą "czwórką", było szerokie pobocze, poza tym ruch samochodowy w niedzielę rano był niewielki, więc jechało się całkiem przyjemnie. W pewnym momencie przejechałem koło znaku Tarnów - 29 km, przez chwilę przeszło mi nawet przez myśl, czy nie jechać DK94 do Tarnowa, ale ostatecznie postanowiłem trzymać się wcześniejszego planu i po kilku kilometrach jazdy dojechałem do podnóża podjazdu na Bocheniec.

Skręt w prawo i od razu ruszyłem pod górę, pierwsza trudność to stroma ścianka w kierunku kościoła w Jadownikach, ale potem się wypłaszcza i jedziemy bez wysiłku. Po kilkuset metrach stromizna rośnie do 7% i tak trzyma przez dłuższy odcinek, schody zaczynają się na ostrym zakręcie ogrodzonym solidną barierą, gdzie na liczniku pojawiają wartości powyżej 10%. Jednak najgorzej jest samej końcówce podjazdu gdzie najpierw przez dłuższy odcinek mamy 12% nachylenia, a potem na licznik wskakują nawet wartości 15%. Podjazd kończy się na przy znaku Porąbka Uszewska na skrzyżowaniu z drogą dojazdową do zabytkowego kościółka św. Anny na szczycie Bocheńca, ja jednak pojechałem od razu w dół do Porąbki Uszewskiej. 

Podjazd Bocheniec od Jadownik: dystans 3,0 km; przewyższenia 154 m; średnie nachylenie 6%, max 15%; czas: 12:23; średnia 14,7 km/h (dane z ridewithgps).

Stromym zjazdem bardzo szybko zjechałem pod kościół w Porąbce Uszewskiej, akurat trafiłem na koniec mszy, więc zrobiłem mały postój pozwalając rozjechać się wszystkim samochodom. W domu narysowałem sobie przejazd jeszcze przez jedną górkę w okolicy, ale jak teraz zacząłem patrzeć na mapę, to coś moja pętla zaczęła wydawać mi się strasznie długa. Do tego pogoda była coś niewyraźna, niebo było mocno zachmurzone, temperatura ledwo przekraczała 20 stopni, a ja nie wziąłem ze sobą nic przeciwdeszczowego. Już w zasadzie miałem wracać, gdy końcu stwierdziłem, raz kozie śmierć jadę dalej.

Ujechałem kilkaset metrów do Dołów i gdy zobaczyłem drogę, która miałem się wspinać, to znów zacząłem zastanawiać się nad powrotem, ale ostatecznie ruszyłem pod górę. Okazało się, że odcinek, którego się tak przestraszyłem nie był znowu taki straszny - podjazd jest dość równy, cały czas w okolicach 7-9%, taka jazda męczy, ale nie ma ścianek na których brakuję oddechu. Tuż przed szczytem lekkie wypłaszczenie i widok na zalesiony szczyt, w końcówce jeszcze stroma ścianka dochodząca do 10-11% i rozpoczynamy zjazd do Łysej Góry.

Podjazd Łysa Góra od Dołów: dystans 2,5 km; przewyższenia 138 m; średnie nachylenie 6,3%, max 11,7%; czas: 11:12; średnia 13,2 km/h (dane z ridewithgps).

Gdy zjechałem do Łysej Góry zorientowałem się, że domu na komputerze planowałem tą trasę trochę inaczej, z tego miejsca mogłem co prawda jechać do Dębna i dalej dość płaską trasą wrócić do domu, ale stwierdziłem, że jednak pojadę dalej przez górki. Efektem tej decyzji był znów dość solidny podjazd od Jaworska, który ponownie dał mi ostro w kość.

Podjazd Jaworsko od Łysej Góry: dystans 2,15 km; przewyższenia 109 m; średnie nachylenie 5,4%, max 8,5%; czas: 9:21; średnia 13,8 km/h (dane z ridewithgps).

Potem na szczęście długa sekwencja zjazdów na której mogłem odpocząć, dalej kilka kilometrów po płaskim i dojechałem do drogi na Melsztyn w Gwoźdźcu. Czekał mnie kolejny podjazd, który początkowo wyglądał dość niewinnie, ale potem zrobiło się stromiej, górka zdawała się nie kończyć, do tego asfalt był bardzo kiepski. Ostatecznie wyszło na to, że wspinałem się prawie 4 km i znów podjechałem ponad 100 w pionie, co prawda w porównaniu z wcześniejszymi podjazdami, ten był raczej łatwy, ale ja już byłem zmęczony więc trochę go odczułem. Z Gwoźdźca przez Niedzwiedza i Łoniową wróciłem ponownie do Dołów w miejsce gdzie rozpocząłem moją górską pętle a po chwili byłem znowu w Porąbce Uszewskiej.

Po krótkiej wizycie w sklepie ruszyłem ponownie pod Bocheniec, tym razem z drugiej strony. Na tej górce już kiedyś byłem i wtedy dwa razy na podjeździe musiałem się zatrzymać, dziś więc trzeba było poprawić tamten przejazd. Nie było jednak łatwo, stromo jest już od pierwszych metrów podjazdu stromizna waha się pomiędzy 7-11% i nie odpuszcza ani na chwilę. Najgorzej jest na dość długiej prostej ściance pod górę gdy dojeżdżamy do widocznych już domów, tam stromizna jeszcze dociska osiągając nawet wartość 13%. Potem na szczęście jest odcinek zjazdu na którym możemy sobie lekko dychnąć, końcówka do znaku Jadowniki znów pod górę, ale nie ma już takich ekstremalnych stromizn. Po dojechaniu do skrzyżowania tym razem skręciłem na szczyt Bocheńca pod zabytkowy kościołek, jednak podjazd liczę tylko do skrzyżowania.

Podjazd Bocheniec od Porąbki Uszewskiej: dystans 2,1 km; przewyższenia 150 m; średnie nachylenie 7,8%, max 13,2%; czas: 10:41; średnia 12,0 km/h (dane z ridewithgps).

Po tym podjeździe miałem już dość górek na dziś, na szczycie Bocheńca zrobiłem sobie dłuższy postój. Jednak gdy tak siedziałem to moje głowie zaczął świtać pomysł przejechania dzisiaj 100 km. Do tej pory jeszcze nigdy nie zrobiłem setki na szosówce. To dość dziwne, wiele razy przekraczałem setkę na crossie, raz nawet przekroczyłem na nim nawet 200 km. Kilka razy zrobiłem setkę również na góralu, a na rowerze najbardziej stworzonym do pokonywania długich dystansów, nigdy nie zrobiłem więcej niż 80 km. Na początek jednak zrobiłem zjazd od Brzeska, gdzie na rynku zrobiłem postój na lody i zacząłem obmyślać jakby tu zrobić dziś setkę. Na liczniku miałem 65 km i ponad 1000 m przewyższenia. Do Łapczycy z Brzeska jest jakieś 22 km, co dałoby w sumie 87 km, należało więc wydłużyć trasę o te 13 km. Wpadłem na pomysł, że za Brzeskiem odbiję na Okulice co powinno dać ponad 100 km.

Z Brzeska na węzeł autostradowy, i tam wyjazd w kierunku Jodłówki, ale zamiast prosto pojechałem w prawo na Okulice, gdzie zgodnie ze znakami miało być 8 km. Mimo sporego zmęczenia do Okulic dojechałem dość sprawnie i szybko. W Okulicach skręciłem na Bogucice i tu trochę wyhamował mnie wiatr, ale przejechałem 4 km i odbiłem na południe w kierunku Bochni. W Mikluszowicach zdecydowałem się przekroczyć Rabę po kładce pieszej i dojechać do Bochni wzdłuż Puszczy Niepołomickiej. W Baczkowie pod sklepem zrobiłem mały postój na uzupełnienie zapasów płynów w bidonie, poza tym potrzebowałem sobie odpocząć bo miałem już lekko dość. Przez Proszówki jechało się dość ciężko, słońce grzało już na całego, zawiewało mi z boku, do tego narastało zmęczenie, a perspektywie miałem jeszcze solidny podjazd w Bochni. Dojechałem do Bochni i już bez odpoczynku ruszyłem pod górę, drogą od cmentarza na Osiedle Niepodległości, jechało mi się dość ciężko, ale wyjechałem na górę dość sprawnie, potem jeszcze przez osiedle i końcówka pod górę na Górny Gościniec. Cały czas patrzyłem na licznik i wyszło mi, że setkę przekroczę już w Łapczycy. Setka na liczniku przeskoczyła mi w Łapczycy pod sklepem "U Donalda", uznałem więc, że jest to dobre miejsce żeby się zatrzymać i kupić sobie loda. Na koniec dojazd do domu teściowej, ostatecznie przejechałem dziś 100,5 km i aż 1233 m przewyższenia.

Wycieczka udana, pogoda dopisała, sił wystarczyło i zrobiłem solidny trening. Pokonałem kilka dość trudnych podjazdów, co prawda podjechałem je raczej wolno (na Stravie prawie na każdym jestem w ostatniej piątce), ale poradziłem sobie i mogę być zadowolony. Dodatkowym plusem jest fakt, że nowe ustawienia roweru spisują się dość dobrze, zrobiłem 100 km i przyjechałem bez jakiś bólów wynikających ze złej pozycji na rowerze. Co więcej przyjechałem nawet nie jakoś specjalnie zmęczony, co prawda na ostatnich 20 km trochę mi się już jechać nie chciało, ale po jeździe czułem się całkiem dobrze.


Galeria zdjęć


Statystyki aktywności
  • Dystans: 100.49 km
  • Czas: 4:07:05
  • Vavg: 24.4 km/h
  • Vmax: 58.50 km/h
  • Tętno śr.: 137 (74%)
  • Tętno maks.: 170 (91%)
  • Przewyższenia: 1233 m
  • Kadencja: 84
  • Temperatura: 28 ºC
  • Kalorie: 2275 kcal
  • Sprzęt: Trek 1200 SL