Blog wycieczkowy Jasona

 


Małopolski Wyścig Górski

2015-06-13

Małopolski Wyścig Górski już od kilku lat gości w moim kalendarzu imprez rowerowych, również w tym roku chciałem pokibicować na tym wyścigu. Planów na ten wyścig miałem kilka, pierwszy zakładał, że podobnie ja w latach wcześniejszych pojadę samochodem do Krasnych Lasocic, a potem przejadę całą jedną rundę wyścigu i na koniec pojadę na metę. Jednak dzień przed wyścigiem okazało się, że nie będę miał samochodu, więc wpadłem na pomysł, że wykonam ten sam plan, ale na miejsce pojadę rowerem - co oznaczało konieczność pokonania 115 km.

Wstałem w sobotę rano, a tu słońce świeci na całego, prognozy na dziś 35 stopni w cieniu, stwierdziłem więc, że chyba trzeba sobie odpuścić i doszedłem do wniosku, że pojadę na start, ruszę kilkanaście minut przed kolarzami i pojadę jeszcze na górkę do Brzezia zrobić kilka fotek. Około 11 wyjechałem z domu w kierunku niepołomickiego rynku, ujechałem 500 metrów i na ulicy Pięknej wpadłem na rozbitą butelkę:( no i oczywiście złapałem gumę. Doszedłem do rynku i w sklepie u kolegi zabrałem się do wymiany, niestety jak się okazało dętka, którą woziłem w zapasie też była przebita:( Myślę sobie - to koniec jazdy na dziś, poszedłem zrobić kilka fotek na starcie, ale potem myślę, że może bym jeszcze szybko skoczył do rowerowego po dętki i jednak się przejechał. Mniej więcej o 11:50 byłem ponownie gotowy do drogi.

Ruszyłem z całych sił, chciałem zdążyć do Brzezia przed kolarzami. W Szarowie pod Azalią skręciłem w prawo i potem pod kościół, zrobiłem lekki skrót w stosunku do trasy wyścigu i po chwili atakowałem już podjazd w Brzeziu. Wjechałem dobry tempem, ale cały ten odcinek z Niepołomic kosztował mnie sporo sił i na szczycie opróżniłem praktycznie cały bidon. Jak się okazało, nie potrzebnie się tak spieszyłem, kolarzom wyraźnie spieszyło się mniej i musiałem czekać jeszcze dobre 10 minut. Porobiłem fotki i zasadzie miałem już wracać do domu, ale w ostatniej chwili pomyślałem sobie, że pojadę do Krasnych Lasocic na premię górską.

Początek dość łatwo, w Brzeziu zjazd, potem po płaskim do Gdowa. Musiałem się trochę przebijać w korku, bo kolumna wyścigu zablokowała drogi. Za Gdowem podjazd, gorąco jak cholera, a bidon świeci pustakami, więc w połowie podjazdu zatrzymałem się w sklepie, gdzie uzupełniłem zapasy. Dalej pojechałem do Zagórzan, a następnie odbiłem na Lubomierz i Grabie, trasa cały czas była mocno pagórkowata. W końcu dojechałem do Kępanowa i stanąłem u stóp podjazdu na Krasne Lasocice, kolarze mieli tędy zjeżdżać, a postanowiłem podjechać. Wiedziałem, że łatwo nie będzie, kilka razy jechałem tędy samochodem. Podjazd od samego początku daje ostro w kość, szczególnie przy takim upale. Pierwsze kilkaset metrów wjechałem szybko z dobrą kadencją, ale już po chwili zaliczyłem odcięcie, musiałem zwolnić i już do samego końca jechałem z kłopotami. Podjazd w zasadzie nie jest jakiś mega ciężki (3,04 km/h, przewyższenia 149 m, nachylenie 5,5%), w zasadzie nie ma na nim miejsc bardzo stromych, przez większość dystansu nachylenie waha się granicach 6-8%, a miejscami są wypłaszczenie po 3-4%. Powiem szczerze, że naprawdę się zmęczyłem pokonując tą górkę, ale po kilkunastu minutach byłem na szczycie.

Od samego Brzezia cisnąłem ile sił w nogach i w rezultacie do przejazdu kolarzy przez premię miałem teraz jeszcze prawie godzinę. Porobiłem kilka fotek, a następnie zszedłem kilkaset metrów niżej w poszukiwaniu najlepszego miejsca na fotki. W oczekiwaniu na kolarzy siedziałem w sobie w cieniu, a tu nagle doszedł do mnie gościu z bidonem, którzy jak się okazało był ojcem jednego kolarza z peletonu i chciał mu podać picie. Pogadaliśmy sobie przez chwilę i tak doczekałem do przejazdu kolarzy. Najpierw przez premię przejechała 2 osobowa ucieczka, potem większa grupa, potem grupka z kolarzem na którego czekał ojciec, potem jeszcze chyba ze dwie inne grupki i koniec wyścigu. Kolarze przez tą premię mieli jechać jeszcze raz, ale dopiero za godzinę, mogłem jeszcze jechać na metę do Szczyrzyca, ale to oznaczało dodatkowo przynajmniej 20 km jazdy, więc postanowiłem, że wracam.

Na zjeździe do Kępanowa wyminąłem wspinającego się pod górę Piotrka (piotrkol). Zjazd był piękny, ale potem trzeba było jeszcze powalczyć z trudnościami, górki w Grabiu i Lubomierzu pokazały, że już jestem mocno zmęczony. Potem do Gdowa głównie w dół, więc poszło w miarę gładko. W Gdowie zrobiłem przerwę na lody i uzupełnienie bidonów, po czym przez Liplas ruszyłem dalej. Przejechałem przez Niegowić i Cichawę i stanął u stóp podjazdu do Brzezia - jechałem dość wolno, miałem wyraźnie dość. Później na szczęście już głównie w dół i dojazd do domu. Po drodze w Staniątkach jeszcze raz stanąłem w sklepie, gdzie kupiłem sobie pepsi i już dość wolno pokonałem ostatnie kilometry do domu.

Wyjazd udany, choć przyjechałem mocno zmęczony. Po drodze wypiłem przeszło 3 litry wody i puszkę pepsi, a zaraz po powrocie jeszcze trochę mineralnej i pepsi. Było mega gorąco, jadąc na rowerze, jeszcze trochę wiatr mnie chłodził, ale jak stanąłem to grzało strasznie. Tych zaplanowanych 115 kilometrów i ponad 1200 m przewyższenia chyba bym dziś nie pokonał, dobrze więc że wróciłem już Krasnych Lasocic. Pod duży podjazd znów brakowało mi trochę przełożeń, musiałem cisnąć z kadencją około 70, później udawało mi się zbliżyć do 80 obrotów, cały czas mocno się męcząc - jednak dalej jestem słaby.

Trudny górski etap, znów wygrał sprinter i lider wyścigu Marko Kump, który jak się później okazało został zwycięzcą całego wyścigu.


Galeria zdjęć


Statystyki aktywności
  • Dystans: 75.06 km
  • Czas: 2:44:02
  • Vavg: 27.46 km/h
  • Vmax: 56.17 km/h
  • Tętno śr.: 151 (81%)
  • Tętno maks.: 177 (95%)
  • Przewyższenia: 697 m
  • Kadencja: 85
  • Kalorie: 1969 kcal
  • Sprzęt: Peugeot Nice