W niedzielę miałem jechać na szosówce w kierunku Koniuszy, niestety moje poranne plany nie wypaliły. Trochę czasu udało się wygospodarować wieczorem, więc wziąłem ebike i ruszyłem na górki.

Postanowiłem wjechać na Chorągwicę, trasę tą wielokrotnie pokonywałem na zwykłym rowerze, w tym już raz w tym roku, więc postanowiłem spróbować jak to jest a prądzie. Dzisiaj dość mocno wiało, więc już na dojeździe do podjazdu trochę się wspomagałem, a sam podjazd robiłem w dużej mierze na trybie standard, więc z dość solidną pomocą. Sam zasadniczy podjazd od drogi wojewódzkiej w Tomaszkowicach pod kościółek na Chorągwicy, zrobiłem 7:17, a całą drogę domu w około 35 minut - zwykłe potrzebowałem na to prawie godziny.

Potem zjechałem w dół do Dobranowic i postanowiłem podjechać pod górę przez las - mapa pokazywała, że jakaś droga jest, a ja w końcu jechałem na elektrycznym MTB, więc dlaczego nie. Niestety droga w pewnym momencie się skończyła, gospodarz ją zaorał i jeszcze łańcuch powiesił, musiałem więc obejść przez sąsiadujący las, gdzie drogi nie było i na dodatek było mocno pod górę. Jakoś się przedarłem, ale nogi całe porysowałem - na szczęście funkcja walk assist zrobiła zwoje i udało mi się rower prowadzić do góry.

Dalej jechałem już asfaltami, po zjeździe do Sławkowic, podjechałem do Łazan, drogą której nigdy wcześniej nie pokonywałem. Dalej już znanymi mi drogami przez Zabłocie i Słomiróg do domu.

Cała wycieczka trwała niespełna 2 godziny, a udało mi się w tym czasie przejechać ponad 37 km i zaliczyć ponad 800 metrów przewyższenia - naprawdę imponujące.