Dziś mieliśmy wyjątkowo napięty harmonogram. Rano odwiedziliśmy Jaskinię Raj, potem zdobyliśmy Łysicę, następnie byliśmy pod Dębęm Bartek, a na koniec na lodach w Chęcinach.
Wieczorem znalazłem godzinkę dla siebie, żeby wyskoczyć na rower. Na początek pojechałem do rynku, a następnie ulicą Jędrzejowską do parkingu przy zamku i na górę pod kasy, tym razem udało mi się wyjechać pod same schody, jednak góral dużo lepiej nadaje się na takie drogi.
Trochę ponad 2 tygodnie temu przyjechałem do Chęcin rowerem z Niepołomic i na koniec podjechałem na wzgórze zamkowe, wtedy nie udało mi się podjechać ostatniego szutrowego, 18 % odcinka pod schody. Wtedy jednak to było na 118 km wycieczce, dziś na kompletnej świeżości i szerokich oponach podjazd poszedłem mi bez problemu.
Pojechałem na wzgórze zamkowe z zamiarem odwiedzenie cmentarza żydowskiego zlokalizowanego na drugim końcu grzbietu tej góry, przy zamku jest znak informujący, że do kirkutu jest 850 metrów. Od zamku jedziemy wąską ścieżką grzbietową prowadzącą głównie w dół, nawet ja dałem sobie radę z tą ścieżką i po kilku minutach dotarłem na miejsce. Porobiłem fotki i ruszyłem dalej, w zasadzie mogłem się wrócić, ale ponieważ pod kirkut spotkałem ludzi idących z przeciwnej strony uznałem, że uda mi się tamtędy przedostać.
Udać się udało, ale głównie na piechotę, ścieżka była zarośnięta i miejscami prowadziła tak stromo w dół, że miałem problemy ze sprowadzeniem roweru, nawet w jednym miejscu zaliczyłem lekki poślizg, na szczęście bez większych konsekwencji. Nie polecam tej ścieżki, jest ciężka do przebycia i całkowicie nie oznaczona, jak nie wiemy jak iść to na pewno nie trafimy.
Zjechałem w dół i na liczniku miałem ledwie 3,2 km, to było zdecydowanie za mało, żeby wracać. Pojechałem więc na Podzamcze Chęcińskie i ponownie podjechałem pod zamek:) Znów udało się podjechać, łącznie z odcinkiem szutrowym, choć tym razem poszło trochę bardziej opornie.
Ciągle jeszcze nie przejechałem za wiele, na liczniku miałem niecałe 7 km, więc postanowiłem zjechać w dół, tak jak kiedyś podjeżdżałem na gravelu podczas mojej wyprawy w Góry Świętokrzyskie, a następnie wrócić do Chęcin starą krajówką. Tak też zrobiłem, zjazd był fajny, ale niezbyt stromy, a potem krajówką głównie podjeżdżałem, nie było stromo, ale ciągle pod górę. Na koniec pojechałem na lody na rynek i do Biedronki, gdzie moja żona z córką robiły zakupy:) Ciekawostka, jak zacząłem zjeżdżać na rynku w Chęcinach do prawie do samej Biedronki dojechałem bez pedałowania - to ładny kilometr i końcówka pod górkę, dopiero ostatnie 50 m już pod zdecydowane wzniesienie musiałem pedałować.