Blog wycieczkowy Jasona

 


WTR: Brzeszcze Jawiszowice - Niepołomice

2019-08-31

Na zakończenie wakacji postanowiłem zrobić sobie jakąś ciekawą wycieczkę. Pierwotnie myślałem nad szybkim przejazdem przez Jurę do Częstochowy z powrotem pociągiem, ale ostatecznie wybrałem jak mi się przynajmniej wydawało, łatwiejszą trasę - WTR od granicy z województwem śląskim (PKP Brzeszcze Jawiszowice) do mostu w Niepołomicach.

Ostatnio trochę bolą mnie kolana, więc uznałem że WTR na tym odcinku będzie idealna na ciekawą wycieczkę, która za bardzo mnie nie zmęczy. W teorii trasa miała mieć około 126 km, z tylko jednym większym wzniesieniem i ogólną tendencją w dół. Miałem jechać w miarę wolno i pokonać trasę w czasie około 8 godzin. Niestety nie przewidziałem jednego znaczącego czynnika a mianowicie wiatru, a tu niestety wiało i to całkiem mocno, przez większość trasy jechałem pod wiatr. Było wolno, ale niestety nie był to mój wybór, a o każdym kilometr musiałem walczyć. W rezultacie przejechałem trasę w 8 godzin, ale przyjechałem potwornie zmęczony, ale po kolei...

Z Dworca Głównego w Krakowie ruszyłem o 6:15 pociągiem jadącym do Czechowic-Dziedzic, ja wysiadłem trochę wcześniej, bo na granicy Brzeszcz i Jawiszowic na stacji PKP Brzeszcze Jawiszowice:) Była godzina 8:29.

Stacja leży praktycznie na granicy województw i można ją uznać za punkt początkowy odcinka małopolskiego (choć coś tam wcześniej jeszcze jest). Przy stacji są oznaczenia tras: Wiślana Trasa Rowerowa i Velo Małopolska. więc w zasadzie od razu wjeżdżam na szlak, który na początek prowadzi mnie na chodnik:( jadę tym chodnikiem jakieś 400 metrów do skrzyżowania i mam znak, że ma skręcić w prawo, a 50 metrów dalej, w lewo na pasy i znów w lewo. Powiem szczerze, że o mało w tym miejscu się pogubiłem, wydawało mi się niemożliwe, że szlak zamiast wskazać mi drogę w lewo na skrzyżowaniu, każe mi skręcić w prawo, tylko po to żeby przejść mało ruchliwą drogę po pasach, a następnie mam wrócić na to samo skrzyżowanie chodnikiem po drugiej stronie. Tak jednak jest, na dodatek ten chodnik i tak się zaraz kończy i wjeżdżamy na drogę - kompletna głupota.

Dalej niestety nie jest wiele lepiej, przejeżdżamy przez Brzeszcze jakimiś bocznymi drogami, całkowicie pomijając centrum miasta, co więcej nie ma nigdzie znaku, którędy można by na to centrum odbić, jakby się chciało zboczyć z trasy i jednak Brzeszcze zobaczyć. W bocznych uliczkach jest drogowskaz na jakiś zabytkowy kościół, potem na jakiś krzyż, ale główna trasa prowadzi nas z dala od tych zabytków. Niestety potem się okazało, że na WTR to jest w zasadzie norma.

Przejechałem, więc przez Brzeszcze i dojechałem do stacji PKP Brzeszcze, którą wcześniej pominąłem jadąc pociągiem, żeby dojechać do granicy województw. Dalej szlak wyprowadza na stawy w Brzeszczach, zaczyna się też droga szutrowa. To ciekawy odcinek, stawy są dość malownicze, a szuter dość dobrze utwardzony i jedzie się fajnie. 

Za stawami wyjeżdżamy na wioski, kolejno na Harmęże i Pławy, gdzie trafiamy na drogowskaz, że do obozu koncentracyjnego Oświęcim-Brzezinka trzeba zjechać 1 km w lewo. Tak też zrobiłem i po chwili byłem pod obozem, porobiłem fotki i tą samą trasą wróciłem na WTR. Kawałek dalej wjeżdżamy do Oświęcimia i znów zaczyna się jazda pod chodnikach. Po minięciu dużego ronda przejeżdżamy koło obozu w Oświęcimiu, trasa prowadzi wzdłuż muru, jeśli chcemy podjechać pod wejście to znów trzeba z trasy zjechać. O ile w Brzezince, turystów za wielu nie widziałem to przed bramą KL Auschwitz były tłumy, bez biletu wstępu wiele zobaczyć się nie da, więc zrobiłem kilka fotek i ruszyłem dalej.

Po chwili wjeżdżamy na ścieżkę prowadzącą wzdłuż Soły, jest to ponownie całkiem ładna trasa, jednak całkowicie omijająca centrum Oświęcimia, nie ma też żadnych drogowskazów na centrum, więc tak sobie powoli jadąc objechałem Oświęcim szerokim łukiem. Nawet przez chwilę zastanawiałem się, czy się nie wrócić i jednak nie zobaczyć centrum Oświęcimia, ale ostatecznie stwierdziłem, że wracać się nie będę i pojechałem dalej.

W Babicach wyjeżdżamy na drogę i mostem przekraczamy Wisłę, za mostem jest skręt na wały i drogowskaz, że do Krakowa mamy jeszcze 60 km. Od tego momentu zaczyna się jazda dość nudna i monotonna po wiślanych wałach. Może i mógłbym się cieszyć jazdą wśród pól w całkowitym spokoju, gdyby nie fakt, że musiałem walczyć z wiatrem. Pod wiatr jechałem praktycznie od samego początku, ale na odsłoniętych wałach wiał szczególnie ostro.

Ta monotonna jazda na chwilę skończyła się w Metkowie, bo był remont na rzeczce i zakaz wjazdu, na szczęście była kładka piesza i jakoś się przeprawiłem, ale tuż za przeprawą lekko zboczyłem z trasy w poszukiwaniu sklepu, na szczęście daleko jechać nie musiałem i 100 metrów dalej sklep znalazłem. Uzupełniłem zapasy i nasmarowałem się porządnie kremem z filtrem, bo była mniej więcej godzina 10:30 i już zaczynało mocno przygrzewać.

Dalej znów "wałowa" monotonia od czasu do czasu urozmaicana jakimiś widokami znajdujących się dość daleko obiektów i tak aż do Okleśnej gdzie niespodziewanie dojechałem do znaku "Głębokie wykopy - wstęp wzbroniony". Nie było też żadnej informacji o objeździe, zatrzymałem się, porobiłem fotki i nakręciłem krótki filmik, a po chwili dojechało do mnie 2 chłopaków również mocno zdziwionych, że droga się skończyła. Po chwili namysłu ruszyliśmy ścieżką prowadzą wśród kukurydzy, objechałem kawałek i ponownie skierowałem się na wał, ale tam gdzie wyjechałem nadal trwały roboty - wygląda na to, że budują kawałek WTR po wałach, a obecnie trzeba ten odcinek objeżdżać przez centrum Okleśnej. Tak też zrobiłem, przejechałem przez centrum podjechałem trochę pod górkę i potem zjechałem znów w kierunku Wisły gdzie co prawda dalej trwały roboty, ale obok była droga asfaltowa na której widać było znaki szlaku.

Dalej czekał mnie teoretycznie najtrudniejszy fragment szlaku czyli podjazd pod Kamień i powiem wam, że po ponad 50 km nudnej jazdy po wałach, podjazd nawet mnie ucieszył, szczególnie, że był dość malowniczy - przez las. Dojechałem pod kościół w Kamieniu (podobno 317 m npm) i puściłem się w dół na zjazd, zjeżdżałem dość długo, najpierw bardzo ostro, potem trzeba było już pedałować, ale nadal było w dół aż w końcu dojechałem stopnia wodnego w Łączanach. Tu porobiłem kilka fotek i ruszyłem dalej.

Powróciła też monotonia, tylko że nie powale, ale kiepskimi drogami wzdłuż wału. Gdzieś za Chrząstowicami ponownie wjechałem na wał i od razu zobaczyłem, dokręconą do słupka z oznaczeniami szlaku, tabliczkę informującą, że za 3,2 km jest punkt małej gastronomi. Dojechałem do "knajpy" i zatrzymałem się na obiad - była godzina 12:30, a ja na liczniku miałem jakieś 66 km. Zjadłem tortillę, chwilę odpocząłem i ruszyłem dalej, byłem mniej więcej w połowie trasy, była godzina 13:00, upał, a ja już trochę miałem dość.

Na drugim brzegu rzeki był Czernichów z zespołem pałacowym, ale trzeba by tam popłynąć promem, więc zrezygnowałem i pojechałem dalej. Tu mała ciekawostka, pod stopniem wodnym w Łączanach przed przejazdem przez Wisłę jest lokalny szlak prowadzący drugą stroną rzeki do Czernichowa, można więc jechać tamtędy zamiast WTR i promem powrócić na główną trasę, tym sposobem może obejrzeć Czernichów nie nakładając kilometrów. 

Po kilku kilometrach jazdy zjechałem w wału i zatrzymałem się pod sklepem, zrobiłem zapasy i żółwim tempem pojechałem dalej. W pewnym momencie przemknął koło mnie gość na szosówce, zacisnąłem więc zęby i siadłem mu na koło. Jechałem za nim w tempie około 35 km na godzinę przez kilka kilometrów, ale facet koniecznie chciał mnie urwać i dużym trudem utrzymywałem się na kole, w pewnym momencie postanowiłem zrezygnować. Jak się później okazało 500 metrów dalej i tak był skręt na wał, a szosowiec pomknął prosto, więc dużo dalej już bym się nie powoził na jego kole.

Skręt o którym mówię jest już praktycznie w Skawinie, kawałek dalej przejeżdżamy też przez kładkę nad Skawinką i wjechałem na wał Wisły po którym prowadziła tylko wąską, ziemna ścieżka. To bezpośredni dojazd pod opactwo Benedyktynów w Tyńcu. Przed samym klasztorem mamy jeszcze trudny singieltrack przez las - odcinek zdecydowanie nie nadaję się na jazdę szosówką, i po chwili wyjeżdżamy na ścieżkę z pięknym widokiem na klasztor w Tyńcu, a w oddali również na klasztor na Bielanach.

W Tyńcu zrobiłem postój, objechałem klasztor dookoła, podjechałem na dziedziniec i przez chwilę odpocząłem - na liczniku miałem 86 km, a zegarek wskazywał 14:00. Po przerwie ruszyłem dalej. Od klasztoru do stopnia wodnego Kościuszko przejechałem ścieżką wzdłuż Wisły, a nie jak wszyscy po asfalcie. Dalej już standardowo, tor na Kolnej, trasa wzdłuż Tynieckiej i pod Wawel. Od Tyńca zniknęły jakiekolwiek oznakowania WTR, dopiero w okolicach Wawelu (oczywiście jechałem drugim brzegiem) pojawiły się tabliczki niebieskiego szlaku, podpisane u góry Wiślana Trasa Rowerowa. Tak dojechałem na Podgórze, kładką Bernatka przejechałem Wisłę i koło Galerii Kazimierz ruszyłem dalej trasą wzdłuż Wisły.

Pod Plazą spacer pod schodach i powrót na WTR w po wałach. Tak dojechałem do mostu Wandy, tu zrobiłem małe odbicie do Szpitala Żeromskiego, gdzie zawiozłem lody mojej żonie na dyżur i tą samą drogą wróciłem na WTR. Przejechałem Wisłę mostem Wandy i dalej przez Brzegi i Grabie - tak tędy prowadzi WTR, dojechałem do początku odcinka "niepołomickiej WTR" w Podgrabiu, Postanowiłem dociągnąć aż do mostu w Niepołomicach i tak też zrobiłem, przy moście mój licznik wskazał 129,4 km, więc chyba można założyć, że małopolski odcinek WTR od granicy z województwem śląskim na te opisane na mapie 126 km. Ja kilka kilometrów dołożyłem jadąc do Brzezinki, czy do szpitala Żeromskiego, ale kolei nie wystartowałem od samej granicy (mogłem pominąć 1,5 do 2 km), więc wyszło mi jak wyszło. Do Szczucina, czyli do końca odcinka małopolskiego jest z tego miejsca jakieś 100-102 km i może uda mi się jeszcze w tym roku ten odcinek zrobić.

Do domu miałem jeszcze około 3 km i tak koło 16:40 dojechałem na miejsce. Cała trasa zajęła mi niespełna 6 godzin na rowerze i trochę ponad 8 godzin łącznie. Niestety większość trasy pokonałem pod wiatr:(

Ogólnie powiem tak, WTR na tym odcinku, jeśli nie zbaczamy z trasy nie jest specjalnie ciekawa. Na samej trasie leży tylko obóz Oświęcimiu i opactwo w Tyńcu, jeśli na wysokości stopnia wodnego Kościuszko przekroczymy Wisłę i pojedziemy lewym brzegiem rzeki to przejedziemy też koło Wawelu. Do reszty ciekawy miejsc i zabytków opisanych choćby w folderze reklamującym małopolski odcinek WTR, trzeba zjeżdżać z trasy i to zwykle dość solidnie. Zresztą tu Niepołomice są całkiem dobrym przykładem, od mostu na Wiśle do centrum mamy 1,8 km, więc tam i powrotem 3,6 km + czas na lody daje mam godzinę podczas której nie przemierzamy szlaku. Pokonując w ten sposób WTR musimy założyć, że dziennie przemieścimy się powiedzmy o 60-70 km trasy, na zjazdy z niej wyjdzie nam kolejne 20-30 km i tak minie mam cały dzień. Z takim jednak założeniem trasę będziemy pokonywać jakieś 20 dni, myślę więc, że większość ludzi jadących WTR na raz i nie mówię tu o rajdzie Wisła 1200, tylko np. o starszych panach, których widziałem Uściu Solnych podczas wycieczki do Sandomierza, którzy właśnie trasę przemierzali, pokonuje po prostu trasę WTR pewnie z rzadka zjeżdżając gdzieś do ciekawych miejsc wzdłuż niej położonych. To zdecydowanie nie jest turystyka jaką lubię, dlatego też ja rzadko sztywno trzymam się szlaków, wybieram po prostu najciekawszą moim zdaniem trasę i w tym sensie pokonany przeze mnie dziś odcinek WTR specjalnie ciekawy nie był.

PS. Tegoroczne wakacje zamykam wynikiem 2 137,48 km, wiec całkiem nieźle:)

 Wideo relacja z wyjazdu

Zobacz więcej >>>


Galeria zdjęć


Statystyki aktywności
  • Dystans: 132.19 km
  • Czas: 5:58:08
  • Vavg: 22.15 km/h
  • Vmax: 47.58 km/h
  • Przewyższenia: 401 m
  • Kadencja: 81
  • Temperatura: 28 ºC
  • Kalorie: 4327 kcal
  • Sprzęt: Giant AnyRoad 2