W tym roku postanowiłem przejechać Rowerowy Szlak Orlich Gniazd z Krakowa do Częstochowy. Na trasę ruszyłem 1 lipca z dworca PKP w Krakowie, niestety w ulewnym deszczu.
Plan był wyruszyć wcześnie i to z Krakowa, do Krakowa miałem dojechać pociągiem - pierwotnie planowałem pociąg o 6:11. Niestety od rana padało, więc opóźniłem wyjazd z domu czekając na poprawę pogody. Ostatecznie pojechałem do Staniątek na pociąg o 7:12. Do Krakowa dojechałem z opóźnieniem około 8 rano. Niestety jak wyszedłem przed dworzec to lało i to bardzo mocno. Poczekałem mniej więcej do 8:20 i stwierdziłem, że trzeba ruszyć. Ubrałem spodnie przeciwdeszczowe, kurtkę i ruszyłem na Cichy Kącik, gdzie na rogu krakowskich błoni rozpoczyna się Rowerowy Szlak Orlich Gniazd (jakieś 5 km dojazdu). Lało strasznie, więc zrobiłem tylko szybką fotkę i ulicami Krakowa rozpocząłem jazdę po szlaku. Przez miasto powoli i dalej w strasznym deszczu. Jak zacząłem opuszczać miasto, to deszcz lekko zelżał, ale padało ciągle, poza tym wszędzie było strasznie mokro.
W terenie jechało się dość ciężko, było ślisko i błotniście, ale dramat nastąpił na odcinku Kleszczów - Brzoskwinia, na zjeździe trafiłem na rzekę gliny, która oblepiła szczelnie mój rower, gdy zatrzymałem się w Brzoskwinie po wyjeździe na asfalt, rower był w dramatycznym stanie. Trochę błota zrzuciłem, ale glina strasznie lepiła się do roweru, cały napęd był zapchany, podobnie jak hamulce, wszędzie lepiącą się glina. Na szczęście warunki zaczęły się trochę poprawiać, powoli przestawało padać, wjechałem też w łatwiejszy teren Puszczy Dulowskiej, i końcu na 36 km jazdy dotarłem na zamek Tenczyn w Rudnie. Zrobiłem sobie przerwę, podszedłem pod zamek, zrzuciłem ciuchy na deszcze, trochę zjadłem i pojechałem dalej. Niestety już w tym miejscu czułem się mocno zmęczony.
Dalej przejechałem przez Tenczynek i Krzeszowice, a następnie rozpocząłem podjazd do Paczółtowic, jechało mi się kiepsko, pod górkę ledwo, na prostych odcinkach też bez mocy. Po przejechaniu trochę ponad 50 km w Racławicach, zrobiłem krótki postój, zmieniłem ciuchy wersję letnią i mimo dużego zmęczenia ruszyłem dalej na Olkusz. Już nie padało, ale było duszno, w koło chmury i każdej chwili mogło zacząć padać.
Na 65 km osiągnąłem Olkusz, gdzie odwiedziłem myjnie, a potem rynek na którym zrobiłem mały postój. Warto wspomnieć, że do tego miejsca 3 razy opuściłem szlak. Po raz pierwszy w Brzoskwini, gdzie lekko zaspałem i na przysiółek Kamyk dojechałem ulicą Kamyk, a nie terenową ścieżką. Po raz drugi już celowo Zimnodole, gdzie niby wjechałem do lasu, ale jak zobaczyłem jak wygląda ścieżka, to postanowiłem ten kawałek odjechać asfaltem i w końcu tuż przed Olsztynem gdzie do miasta wjechałem drogą, zamiast kluczyć po ścieżkach. Warto też zaznaczyć się rynek olkuski nie jest na szlaku, więc i tu zdecydowałem się na małą korektę szlaku.
Po odpoczynku w Olkuszu na rynku, ruszyłem do Rabsztyna już po szlaku, droga ta jest co prawda dłuższa niż jazda po szosie, ale tu warto jechać, dojeżdżamy do zamku w Rabsztynie ładnie przygotowanym szlakiem leśnym. Przed zamkiem kilka fotek i ruszyłem dalej, w tym miejscu przebieg szlaku ma zostać zmieniony, ale na chwilę obecną chyba jednak obowiązuje stary przebieg i ja tak pojechałem. Po około 2 km jazdy starym przebieg szlaku, wjechałem do lasu na szutrową autostradę, która jest już chyba tym nowym, lepszym szlakiem na odcinku Rabsztyn - Jaroszowiec.
Jadąc szlakiem w zasadzie pomijamy Jaroszowiec, co prawda miejscowość przecinamy, jadąc przejeżdżając w zasadzie z lasu do lasu. Dalej leśnymi ścieżkami dojeżdżamy do Cieślina i przez tą miejscowość do Bydlina. Muszę przyznać, że nigdy tak nie jechałem mimo iż z Jaroszowca do Bydlina jeździłem wielokrotnie. W Bydlinie dłuższy przystanek na zwiedzanie cmentarza z mogiłą legionistów i ruin zamku.
Po przerwie ruszyłem na Krzywopłoty, moim celem było Podzamcze w Ogrodzieńcu i normalnie stąd było tam już całkiem blisko, ale szlak czerwony prowadzi inaczej, trzeba jeszcze przejechać przez Góry Bydlińskie i leśnymi ścieżkami trzeba dojechać pod zamek w Smoleniu. Przejazd zrobiłem, ale sam zamek dzisiaj odpuściłem, było już dość późno, a ja byłem już mocno zmęczony, więc ruszyłem w zasadzie w drogę powrotną w kierunku Złożeńca tylko tym razem po asfalcie. Po dojechaniu do Ryczowa rozważałem nocleg, ale niestety nikt mi nie otworzył, więc nie pozostało mi nic innego tylko jechać na Podzamcze. Szlak ponownie prowadzi inaczej, niż zwykle jeździłem, ale jest to akurat dość ciekawy odcinek, którym dojechałem na Podzamcze.
Ponieważ było już około 18:30 zacząłem szukać noclegu, niestety okazało się, że albo nie ma miejsc, albo właściciele nie chcą wynająć noclegu dla jednej osoby na jedną noc. Zrobiło się nerwowo, ale na szczęście uratował mnie Hotel Pod Figurą, tanio nie było, ale za to pokój znalazł się bez problemu. W ostatniej chwili udało się jeszcze zjeść obiad w hotelowej restauracji i nadszedł czas na regeneracje.
Pierwszy dzień na Rowerowym Szlaku Orlich Gniazd okazał się dla mnie trudny, początek w ulewie, potem terenowy dramat, co przełożyło się na potężne zmęczenie na kolejnych, już bardziej przyjemnych odcinkach szlaku. Po szlaku przejechałem około 102 km, tak przynajmniej wynika z mapy. Mój licznik pokazał około 111 km z dojazdem z dworca w Krakowie, do tego jakieś 3 km na dworzec w Staniątkach i chyba jeszcze ze 2 krążenia po Podzamczu.