W tym roku po raz kolejny postanowiłem wziąć udział w Rajdzie Rekreacyjny Kraków - Trzebinia, myślałem że podobnie jak dwa lata temu pojadę z żoną. Niestety moją żona pracowała i nie mogła, więc wpadłem na pomysł, że może pojadę sobie Rajd Niepołomice - Trzebinia - Niepołomice:) Wyrysowałem trasę i wyszło mi, że do przejechania będzie jakieś 135-140 km. Na wyjazd chciałem namówić Krzyśka, ale on postanowił że pojedzie z Izą ale z Krakowa, szukałem więc dalej i znalazłem Edmunda, który zdecydował się przejechać ze mną całą trasę.
Mniej więcej o 8:15 rano ruszyliśmy na naszą trasę. Przejazd do Krakowa przez Brzegi i Rybitwy dojechaliśmy do centrum, potem przejechaliśmy przez krakowski rynek gdzie zrobiliśmy szybką fotkę. Dalej chciałem wjechać na ulicę Piłsudskiego, ale zajechałem sobie za daleko i wylądowaliśmy na Zwierzynieckiej, ten błąd o mały włos drogo by mnie kosztował. Zaraz na samym początku ulicy Zwierzynieckiej zaliczyłem poślizg na szynie tramwajowej, na szczęście udało mi się wyratować, ale już miałem przed oczami upadek sprzed 3 lat:( Dalej na szczęście już bez przygód dojechaliśmy na Błonia, szybka rejestracja i czas na regeneracje. Ponieważ wyjechaliśmy wcześniej niż zakładałem to teraz musieliśmy trochę poczekać. Po kilku minutach dojechali Krzysiek z Izą i czekaliśmy sobie w słoneczku.
Kilka minut po 11 za samochodem policyjnym ruszył rajd, byliśmy dobrze ustawieni i znaleźliśmy się na samym początku kolumny rowerzystów. Pierwsze kilometry bardzo wolno, mocniejsze tempo zaczęło się dopiero pod górkę na ulicy Junackiej i Chełmskiej. Starałem się utrzymać tempo czołówki i na szczyt wjechałem w 10 dziesiątce:) Potem była seria zjazdów a dalej jazda po szutrze i kamieniach w kierunku autostrady, tu niestety musiałem trochę zwolnić, bo moje cienkie opony nie pozwalały na zbytnie szaleństwo. Wjechałem na wiadukt nad autostradą i postanowiłem poczekać na resztę, zrobiłem im nawet ładą fotkę:). Dalej przejechaliśmy przez Kryspinów i wyjechaliśmy na drogę do Cholerzyna. Najpierw jechaliśmy razem, ale na wietrznej prostej w Cholerzynie złapałem koło jakiegoś dość mocno zasuwającego gościa i razem z Edmundem odjechaliśmy od Krzyśka i Izy. Gościu pociągnął nas ze dwa kilometry, ale potem zaczął wyraźnie wymiękać. Wyszedłem więc na czoło, za mną Edmund i jeszcze jeden zawodnik, który gdzieś się po drodze podczepił, a nas dotychczasowy zając został z tyłu. Dość mocno wiało, więc dojazd do skrętu w Mnikowie dał mi mocno w kość. Skoro już Edmundem byliśmy z przodu, to postanowiliśmy mocniej pogonić po górkach w dolinie Sanki. Do wjazdu w Puszczę Dulowską trzymaliśmy mocne tempo mijając bardzo wielu zawodników, jednak zaraz po wjeździe do lasu postanowiliśmy poczekać na Izę i Krzyśka.
Do Rudna znów jechaliśmy trochę wolniej, ale w końcówce znów z Edmundem, trochę odjechaliśmy, w rezultacie metę rajdu przekroczyliśmy, może z 3 minuty przez Krzyśkiem. Dogonili nas na pobliskim przejeździe kolejowym, na którym musieliśmy trochę poczekać. Potem już powolutku dojechaliśmy pod pałac Młoszowej.
Zjedliśmy sobie grochówkę i kiełbaski, odpoczęliśmy trochę i po krótkim zastanowieniu postanowiliśmy nie czekać nad losowanie nagród zaplanowane na 15:30, tylko mniej więcej o 14:45 ruszyliśmy w drogę powrotną.
Na początku tempo w drodze powrotnej narzucała Iza i powiem szczerze, jechaliśmy dość szybko, szczególnie że było z wiatrem. Po wyjeździe z Puszczy Dulowskiej, przykręciłem na którymś zjeździe i odjechałem do reszty, powoli zaczął doganiać mnie Edmund. Zrobiłem krótki postój pod ładną skałą wapienną w dolinie Sanki, kilka fotek w jazda dalej już w komplecie. Na prostej Mników - Cholerzyn tym razem mieliśmy z wiatrem, więc tempo było bardzo mocne. W Kryspinowie, stwierdziliśmy że nie będziemy męczyć się szutrami, tylko przez Bielany wbijemy się na wały wiślane. Oznaczało to parę kilometrów pokonanych główną drogę i to jeszcze pod dość długi podjazd. Na liczniku przeskoczyło mi 100 km i podjazd o średnim nachyleniu nie przekraczającym 3% dał mi dość mocno w kość. W końcu jednak udało nam się wjechać na ścieżkę prowadzącą po wałach, którą dojechaliśmy do mostu Zwierzynieckiego. Po przejechaniu Wisły Iza z Krzyśkiem pojechali do mieszkania Izy, a ja i Edmund ruszyliśmy do Niepołomic.
Na początek jechaliśmy dalej wałem, a potem bulwarami wiślanymi, tu niestety tempo trochę spadło bo było dużo ludzi. W końcu jednak udało nam się przebić na Pogórze, a potem dojechać do ścieżki, którą pokonywaliśmy rano. Przejechaliśmy przez Rybitwy i gdy mieliśmy już skręcić ze ścieżki w ulicę Wrobela nastąpił wystrzał dętki Edmunda. No trudno zmieniamy dętkę, ale jak Edmund szukał zapasu zauważyłem, że opona jest przecięta na długości jakiś 2 cm - no to klapa, zmiana dętki nic nie da bo nowa zaraz też będzie przebita. Nie pozostało mi nic innego jak jechać do Niepołomic samotnie i wrócić samochodem po Edmunda.
Ostatnie 14 kilometrów do domu pokonałem, więc samotnie. Tempo jazdy nie było za wysokie, bo byłem już dość mocno zmęczony. Nie mniej jednak około 18:10 byłem w domu. Zostawiłem rzeczy, zamontowałem bagażnik rowerowy na dach i ruszyłem po Edmunda. Około 19:20 byłem w domu po raz drugi tym razem z Edmundem:)
Wycieczka była super, pogoda piękna, siły wystarczyło na długi dystans i tylko awaria na ostatnich kilometrach trochę zepsuła sobotnią sielankę:) Przed wyjazdem trochę się bałem dużego dystansu, tym czasem okazało się, że poszło dość gładko, nawet fakt że momentami po górkach cisnąłem naprawdę mocno, nie odbił się jakoś negatywnie na mojej formie. Oczywiście po koniec byłem dość mocno zmęczony, ale po takim dystansie to chyba nic dziwnego.
Na liczniku Sigma 136,49 km, 6:13:49, 21,90 km/h, max 46,19 km/h.