Punkty: 8, 1, 3, 2, 9, 5, 4, 6, 7
Galicja Orient to nasze ostatnie i docelowe zawody na orientacje w tym sezonie. Od początku sezonu walczyliśmy w zawodach z cyklu Galicja Trophy, w Miechowie po dobrej jeździe i katastrofalnym błędzie na ostatnim punkcie zajęliśmy 5 miejsce, w Jordanowie poszło lepiej i zajęliśmy 2 miejsce, co pozwoliło nam się przesunąć na 3 miejsce w cyklu. Do Bolęcina na ostatnie zawody przyjechaliśmy z założeniem wskoczenia na 2 miejsce w cyklu, bo pierwsze niestety było już poza naszym zasięgiem. Żeby sięgnąć po 2 miejsce w Galicja Trophy musieliśmy poprawić 5 miejsce (z Miechowa) przy założeniu, że wyprzedzająca nas drużyna Hasajzacnie nie będzie wyżej niż na 3 miejscu, najlepiej więc było pokonać naszych przeciwników i zakończyć zawody przynajmniej na 4 miejscu.
Niestety przed tymi zawodami nie udało się specjalnie potrenować, przeziębienie i cały tydzień bez roweru. Start wyznaczono na godzinę 10:30, mniej więcej o 9:30 byliśmy na miejscu i pierwsze wrażenie - jest zimno:( Ubieramy się więc dobre i czekamy na start. Dostajemy mapy i planujemy trasę, wszystkie punkty są na północ od bazy czyli po drugiej stronie autostrady, trzeba więc uwzględnić miejsca przeprawy.
Postanawiamy wybrać wariant odwrotny do ruchu wskazówek zegara, pierwszym punktem do zaliczenia jest więc 8 (przepust). Niestety już na starcie robimy błąd, zamiast wybrać drogę na prosto z bazy w kierunku punktu, my mechanicznie jedziemy tak jak przyjechaliśmy samochodem, czyli przez centrum Bolęcina, już na początku duża strata:) Dalej przejazd szosą, wpadamy na niebieski szlak i tu znów błąd, źle sobie skręcamy, musimy zrobić korektę, znów strata ale punkt na szczęście zaliczony.
Dalej już bez przeszkód jedziemy niebieskim szlakiem do Młoszowej, przejeżdżamy obok pałacu gdzie ostanio była meta rajdu Kraków - Trzebinia i rozpoczynamy wspinaczkę na punkt nr 1 (jar). Tu na szczęście idzie bez problemu, dojeżdżamy w pobliże punktu, a tam pełno ludzi szuka punktu, my trafiamy prawie na gotowe, podbijamy punkt i odrabiamy straty z początku trasy.
Niestety nasze szczęście jest chwilowe na dość trudnym wyjeździe z tego punktu w kierunku miasteczka, zaczyna nawalać mi rower. Trąciłem przerzutką o jakieś krzaki i napęd mi wariuje. W efekcie nie jestem w stanie wrzucić żadnego lżejszego trybu bo zaraz przeskakuje mi łańcuch. Muszę pchać rower pod wzniesienie i znowu wszyscy nas wyprzedzają. W Myślachowicach próbuję coś z tym moim napędem zrobić, jest chwilowa poprawa i pędzimy dalej, ale straciliśmy przynajmniej z 10 minut.
Na asfalcie staramy się cisnąć, żeby coś nadrobić, ale po wjechaniu w teren znowu mam problemy. Z pewnymi problemami zaliczamy punkt nr 3 (stara zapora) i szlakami przez las kierujemy się do kolejnego punktu. Tu kolejne terenowe wzniesienie i znów problem z przeskakującym łańcuchem. Zatrzymuję się i zaczynam się zastanawiać czy jest w ogóle sens dalej się męczyć. Rower odmawia posłuszeństwa a my jedziemy na szarym końcu stawki:( Jednak to zawody na orientacje zawsze jest szansa coś nadrobić, biorę więc śrubokręt, majstruję chwilę przy przerzutce i ruszam dalej.
Do dyspozycji mam 3 najtwardsze przełożenia w kasecie i 3 tarcze z przodu w sumie 9 kombinacji raczej twardych:( Kolejne asfaltowe wzniesienie pokazuje, że będzie ciężko, jadę ale z niską kadencją, tętno skacze mi ponad 160, ale trzeba walczyć.
Zdobywamy punkt nr 2 (szczyt kopca), na punkcie dojeżdżamy dwa miksy, może to oznaka, że coś odrabiamy. Dalej zjazd do asfaltu i po asfalcie, niestety drogi którą mieliśmy zaatakować punkt, nie udaje się nam wypatrzeć w terenie.
Zjeżdżamy do centrum wioski, zaznaczona na mapie dróżka koło sklepu to jakiś sajgon, nie chcę nam się taszczyć rowerów na plecach, więc jedziemy za jakąś drużyną w kierunku kościoła, gdzie widać drogę. Z przeciwka jadą dwie drużyny w tym etatowy zwycięzca naszej kategorii team Turbo Cola. Dojeżdżamy do kościoła i jedziemy w kierunku punktu nr 9, jest dość ciężko, szczególnie na moich twardych przełożenia, ale walczymy:) Nieoczekiwanie przy punkcie robi się tłoczno, spotykamy kilka drużyn w tym naszych największych rywali z Hasajzacznie. Podbijamy szybko punkt i pędzimy w drogę powrotną, nasza motywacja rośnie, może nie wszystko jeszcze stracone.
Wracając z punktu nie jedziemy już pod kościół, tylko wybieramy skrót, jedziemy jak się później okaże ze zwycięzcami naszej kategorii i wyjeżdżamy tą mega stromą ścieżką pod sklepem (tym razem jest na szczęście w dół). Jesteśmy na skrzyżowaniu i pędzimy do punktu nr 5 (szczyt urwiska). Przejeżdżamy koło bufetu i mega zarośniętą ścieżką dojeżdżamy (dochodzimy) do punktu. Gdy my wyjeżdżamy z punktu to właśnie przejeżdżają rywale z Hasajzacznie, a przecież z 9 odjechali przed nami. Jest dobrze trzeba walczyć.
Znowu mijamy bufet, ale nie ma czasu na odpoczynek trzeba walczyć. Po raz trzeci lądujemy na tym samym skrzyżowaniu w Nowej Górze i jedziemy pod górę w kierunku punktu nr 4 (kopiec kamieni). Najpierw asfaltowy podjazd potem, szalony zjazd i znowu tym razem szutrowy podjazd po szlaku. Jest stromo ale da się jechać. Punkt nr 4 zaliczamy bez większego problemu i dalej szlakiem pędzimy w dół.
Mimo błota odcinek do Dulowej pokonujemy bardzo sprawnie, przejeżdżamy drogę 79 i wjeżdżamy do Puszczy Dulowskiej. Tu na szczęście płasko, droga w miarę dobra, ale do punktu dłuższy przelot. Ciśniemy ile się da, w końcu gdzieś tam za nami są nasi rywale. Punkt nr 6 (źródełko) zdobywamy bardzo sprawnie, niestety przy wyjeździe z tego punktu popełniamy karygodny błąd. Mieliśmy się kawałek wrócić, a potem skręcić w lewo, tym czasem my od razu jedziemy w lewo. Przejeżdżamy może 500 metrów, wyjeżdżamy z lasu, jest skrzyżowanie, spostrzegamy błąd i szybki nawrót. Wracając widzimy kilku zawodników skręcających na leśną ścieżkę prowadzącą do punktu. Z daleka wydaję mi się, że to nasi najwięksi rywale. Poganiam więc Krzyśka i pędzimy ile sił w noga.
Przez las niebieskim szlakiem i wyjeżdżamy przy studiu filmowy - kosmicznej kolonii tuż przy autostradzie. Na szczęście ostatni punkt - nr 7 (brama techniczna) jest przy samej drodze. Szybko podbijamy i pędzimy w kierunku mety.
Do pokonania jeszcze kilka kilometrów, przejeżdżamy pod autostradą i pędzimy w kierunku Bolęcina. Najpierw jedziemy pod górę, zmęczenie jest duże, ale walczymy. Dojazd do Bolęcina pagórkowaty, ale po kilkunastu minutach dojeżdżamy do centrum. Jeszcze tylko ulica Rekreacyjna i wpadamy na metę. Pierwsze wrażenie, jest pusto siedzi tylko jedna drużyna, ta z którą opuszczaliśmy skrótem punkt nr 9, nikogo więcej nie ma. Oddajemy kartę, jesteśmy na drugim miejscu, co automatycznie oznacza awans na drugie miejsce w Galicja Trophy.
Jakieś 5 minut po nas przyjeżdżają zwycięzcy z miksów. Idziemy do samochodów, i obserwujemy finisz, Turbo Cola walczy liderem kategorii Junior - ojciec z synem jednak górą:) Przebieramy się, jemy, dojeżdżają kolejne drużyny, nasi najwięksi rywale dopiero koło 7 pozycji, ale to już nie ważne, my swój cel na dzisiaj osiągnęliśmy. Mimo kiepskiego startu, dużych problemów ze sprzętem zajmujemy 2 miejsce, tracą do zwycięzców zaledwie kilka minut.