Po wycieczce do Brzeska, zrobiłem sobie dwa dni przerwy od roweru, ale w niedziele musiałem już ruszyć na trasę.
Tym razem zaplanowałem sobie wjazd na najwyższe wzniesienie Pogórza Wielickiego czyli na Chorągwicę (431 m npm). Oczywiście wjeżdżałem tam wielokrotnie od różnych stron, ale tym razem postanowiłem powtórzyć wariant, który do tej pory zrobiłem tylko raz i był to mój pierwszy przejazd przez Choragwicę (lipiec 2009). Wtedy jechałem z Wojtkiem do Dobczyc i wybraliśmy wariant podjazdu do Tomaszkowic prosto pod górę. Wtedy ta droga nie była w całości asfaltowa a sam podjazd mnie pokonał. Dziś droga jest już wyasfaltowana, choć sam asfalt nie jest najlepszy, a moja forma pozwoliła na dość bezproblemowy wyjazd na górę.
Z Niepołomic pojechałem drogą 964 na Wieliczkę i za Ochmanowem skręciłem na Sułów. W zasadzie już od skrętu zacząłem się dość mocno wspinać, ale za właściwy należy uznać podjazd dopiero od drogi 965. Ta wersja podjazdu i tak jest znacznie łatwiejsza od wersji przez Biskupice, którą robiłem chyba najczęściej, ale mimo wszystko potrafi trochę zmęczyć i choć sam podjazd ma średnią trochę ponad 4% (niewielkie zjazdy, trochę tą średnią obniżają) to są momenty dochodzące nawet do 12-13%.
Po pokonaniu 13,5 km osiągnąłem najwyższy punkt pod kościółkiem w Chorągwicy. Po krótkiej przerwie na zdjęcia, ruszyłem w dół do rynku w Wieliczce. Na miejscu zrobiłem przerwę na lody i mały odpoczynek. W zasadzie do domu miałem już wracać po płaskim przez Czarnochowice i Kokotów, ale jak tak odpoczywałem w pięknym słońcu doszedłem do wniosku, że mógłbym po raz drugi podjechać sobie pod Chorągwice, żeby jednak nie było za łatwo postanowiłem, że z rynku wyjadę mega stromą ulicą Kościuszki.
Jak postanowiłem tak zrobiłem, więc na początek prawie 1 km odcinek podjazdu o średnim nachyleniu 11% z trzema sektorami brukowanymi. To dość słynny podjazd wśród miejscowych kolarzy, pierwszy raz jechałem pod niego na crossie w roku 2014 wtedy wjechałem na górę w czasie 7:25 (średnia 7,5 km/h). Po raz drugi atakowałem ten podjazd w czerwcu tego roku już na gravelu i wtedy potrzebowałem na wjazd 6:53 (8,1 km/h). Dziś pojechałem prawie w identycznym czasie - 6:51 (8,1 km/h). Na przysły rok chyba muszę sobie postawić cel, żeby ten podjazd pokonać w czasie poniżej 6:30.
Po tym krótkim odcinku na którym pokonujemy prawie 100 metrów pionie, następuje dużo łatwiejszy fragment podjazdu i dopiero końców już w samej Choragwicy jest znowu trochę trudniejsza (8-9%) mimo wszystko cel osiągnąłem dość sprawnie i ponownie zameldowałem się pod kościół w Chorągwicy.
Zjeżdżać postanowiłem tą samą drogą, którą rano przyjechałem i zasadzie do samego Podłęża miałem cały czas w dół, co pozwoliło mi znacznie podkręcić średnią wyjazdu. Potem już tylko dojazd do domu i po niecały dwóch godzinach byłem ponownie w domu.
Wyjazd udany, forma w sumie niezła, choć bez szaleństw. W tym roku mało jeździłem pod górki i to niestety widać, łatwo dochodzę do tętna 160 uderzeń i to w zasadzie jest już mój maks. Co prawda jestem stanie trochę na takim tętnie jechać, ale o przyspieszeniu już nie ma mowy. Podjeżdżając ulicą Kopernika miałem średnie tętno 154 a maksymalne 166.
Pogoda piękna, może uda się jeszcze trochę pojeździć w nadchodzącym tygodniu.