Taką wycieczkę planowałem na poprzednią niedzielę, ale wtedy nie udało się pojechać, więc mimo iż zapowiadali gorszą pogodę, postanowiłem jechać.
Najpierw 3,5 km do Staniątek na pociąg, potem pociągiem o 6:49 do Bogumiłowic gdzie dojechałem po 50 minutach, a następnie już rowerem. Ze stacji w Bogumiłowicach do mostu na Dunajcu pomiędzy Ostrowem a Tarnowem jest około 2,5 km, więc po kilku minutach byłem już na punkcie startowym na Velo Dunajec. Od tego miejsca do końca szlaku w Wietrzychowicach miało być 26 km, tak przynajmniej pokazywały znaki. Ja jednak zdecydowałem, że nie będę jechał stricte po szlaku, tylko będę odwiedzał pobliskie cmentarze wojenne. Więc do miejscowości Głów, trochę jechałem wałem, a trochę po wioskami odwiedzając kolejne obiekty. Odwiedziłem cmentarz 214 w Gosławicach, 213 w Rudce, 212 w Bobrownikach Małych, 211 w Siedlcu, 210 w Łęce Siedleckiej i 209 w Głowie, na tych cmentarzach wcześniej nie byłem, a dzięki tej wycieczce uzupełniłem braki po zachodniej stronie Dunajca.
W Głowie odwiedziłem jedyny na tym odcinku MOR - jest tuż koło cmentarza, następnie wróciłem na wał, a po chwili okazało się, że droga wałem się kończy. Wjechałem, więc na asfalt prowadzący wzdłuż wału i taką drogą dojechałem do skrzyżowania z drogą 975 tuż przy moście na Dunajcu. Po drugiej stronie mostu znajdują się bardzo ciekawe cmentarze wojenne w Biskupicach Radłowskich, ale je już kiedyś widziałem, więc ruszyłem dalej. Po kolejnych kilkuset metrach szlak powrócił na wał, który zaprowadził mnie już do samego końca szlaku w Wietrzychowicach, po drodze wstąpiłem jeszcze na jeden, leżący tuż przy wale cmentarz wojenny nr 256 w Pasiecie Otfinowskiej, a po kolejnych kilku minutach byłem już w Wietrzychowicach, gdzie Velo Dunajec się kończy.
W tym miejscu byłem już wielokrotnie, zwykle w pobliżu przeprawiałem się promem przez Dunajec i jechałem na Powiśle Dąbrowskie, ale tym razem obrałem kierunek na zachód - do domu i postanowiłem cały ten odcinek pokonać WTR. Najpierw trzeba przejechać przez Wietrzychowice, potem skręcić Wole Rogowską, ale jak się okazuje, tuż za miastem szlak powraca na wał Dunajca, szkoda, że brakuje tego niewielkiego kawałka i trzeba jechać przez miasto. Ten szlak to już WTR, ale można go spokojnie zaliczyć do Velo Dunajec - jedziemy jeszcze około 6 km wałem i dojeżdżamy do nawrotu o jakieś 120 stopni. Na wprost widać kościół w Opatowcu - już za Wisłą, a zjeżdżając z wału i jadąc jeszcze około 1 km drogą polną możemy dojechać na cypel na granicy Wisły i Dunajca - zdecydowanie warto pojechać.
Po wizycie na cyplu, wróciłem na wał i kontynuowałem jazdę WTR. Po kolejnych mniej więcej 15-16 km dotarłem do Górki przy moście na Wiśle, gdzie zwykle z WTR zjeżdżałem. W sumie odcinek WTR z Wietrzychowic do Górki to prawie 26 km, podczas gdy alternatywna trasa przez Zaborów i Jadowniki Mokre to jedynie 16 km, więc ten odcinek WTR przejechałem chyba po raz pierwszy i ostatni.
Od Górki jechałem już bardzo dobrze znaną mi trasą. Po około 12 km dojechałem do Uścia Solnego, gdzie na rynku w samo południe, w prażącym słońcu, zrobiłem krótki postój. Powiem szczerze, że w tym miejscu (72 km) miałem już dość jazdy. Od skrętu WTR na zachód jechałem po wiatr, może nie zbyt duży, ale jednak odczuwalny. Poza ty widać u mnie brak formy, do tego moje kolana też niestety nie są w najwyższej formie i już podczas ostatni wycieczek zauważałem, że po 50 km zaczynam zwyczajnie mieć dość jazdy.
Do domu miałem jednak jeszcze około 33 km, więc po kilku minutach ruszyłem dalej. Po zaledwie kilku kilometrach zacząłem obserwować pierwsze objawy nadchodzącej burzy. Zaczęło mocniej wiać i za Wisłą widać było coraz czarniejsze chmury. Zacząłem się nawet zastanawiać czy nie jechać do domu najkrótszą drogą czyli szosą 964, ale zdecydowałem się jednak powalczyć po wale. W Grobli wróciłem na wał i to niestety był wielki błąd. Na wale wiało już nie na żarty, najpierw do prawda wiatr pchnął mnie w kierunku południowym, ale potem jak wał zakręcił na zachód to północny wiatr chciał mnie zepchnąć z wały. Do mostu w Nowy Brzesku miałem już blisko, więc postanowiłem tam dociągnąć, ale wiejący wiatr spychał mnie drogi i na dodatek blokował mi oddech. Musiałem się zatrzymać, ubrałem bluzę i po chwili jakoś dociągnąłem do mostu. Na MORze w Ispini były tłumy, ale kawałek dalej znalazłem spokój na przystanku autobusowym. Przez chwilę mocno wiało, trochę padało, ale po kilku minutach zaczęło się uspokajać.
Koło mojego przystanku przejechała 4 osobowa grupa rowerzystów, oceniłem, że jadą dość dobrze, więc wskoczyłem na rower i zacząłem ich gonić po ścieżce rowerowej wzdłuż drogi 964. Chwilę trwało zanim ich dopadłem, ale potem podpiąłem się na końcu i dociągnęli mnie tempem około 27-28 km na godzinę (po wiatr) do przystanku w Woli Zabierzowskiej. Tam prowadząca grupę dziewczyna zarządziła postój, a ja pojechałem dalej.
Tempo mojej jazdy oczywiście momentalnie spadło. Dalej wiało, choć już nie tak mocno, ale ja miałem już serdecznie dość. Jakoś zmęczyłem jeszcze te 11 km. Tuż przed skrzyżowaniem z drogą 75 licznik przeskoczył 100 km, a pod domem zanotowałem niecałe 103 + 3,5 rano do pociągu.
Przyjechałem strasznie zmęczony. W zasadzie po takim dystansie pokonanym po płaskim, nie powinienem być aż tak mocno zmęczony, widać że moja forma jest bardzo kiepska. Wycieczka w sumie udana, szkoda, że tak dużo musiałem jechać pod wiatr i szkoda też zawiei na koniec, która zmusiła mnie do opuszczenia WTR, ale ogólnie jestem zadowolony z wyprawy.