Wraz z Wojtkiem wziąłem udział w Mordowniku - zawodach na orientacje, które w tym roku odbyły się Stadnikach koło Dobczyc. Ten rok nie jest dla jakoś specjalnie udany jeśli chodzi o zawody na orientacje, do tej pory byłem tylko na jednych zawodach i to na początku sezonu. Potem co prawda miałem jeszcze kilka planów orientacyjnych, ale nic z nich nie wyszło. Na Ekstremalne Zawody na Orientacje Mordownik 2015 też bym pewnie nie pojechał gdyby nie fakt, że odbywały się one w najbliższej okolicy. Na rywalizacje namówiłem Wojtka, bo Krzysiek nie chciał jechać, jechałem do Stadnik bez jakiś bojowych nastrojów, bo zdawałem sobie sprawę, że w formie jestem dość słabej.
Całkiem innego zdania był natomiast Wojtek, on jechał zawalczyć o medal Immortal przyznawany zawodnikom, którzy ukończyli całą trasę. Baza zawodów znajdowała się szkole podstawowej w Stadnikach, jakieś 5 km od Dobczyc i tylko 27 km od mojego domu. Umiejscowienie bazy zapowiadało dość ciężką trasę z dużą ilością przewyższeń, co zresztą potwierdzał komunikat startowy mówiący o 130 km i 2000 m przewyższenia.
Kilka minut przed 8 dostaliśmy dwie mapy i przystąpiliśmy do planowania trasy, zdecydowaliśmy się na wariant wschodni, zaplanowaliśmy, więc przejazd przez wszystkie punkty na wschodniej mapie i ruszyliśmy na trasę.
Na początek pkt 5 - szczyt (Sypka 358 m npm), do szczytu dojechaliśmy dość szybko, choć na stromym podjeździe trochę się zmęczyliśmy. Szybko odbiliśmy punkt i podjęliśmy decyzje, że próbujemy zjechać stromą leśną ścieżką wprost do drogi na Gdów. Niestety coś nam poszło i zjechaliśmy ścieżką do miejsca z którego rozpoczynaliśmy podjazd.
No nic pędzimy po zmianach do Gdowa, przekraczamy Rabę i wbijamy się na czerwony szlak rowerowy gdzie ma się znajdować pkt 6 - skrzyżowanie. W terenie jest trochę więcej ścieżek niż na mapie, ale po małym błądzeniu znajdujemy punkt i pędzimy na Klęczany.
Tu czeka nas solidny szosowy podjazd (dobrze mi znany, kilka razy już tu podjeżdżałem). Podjazd trochę sił nas kosztuje, ale jakoś wtaczam się na szczyt, dalej jeszcze kawałek leśnymi ścieżkami i zdobywamy pkt 3 - róg ogrodzenia.
Dalej trochę zjazdów do Kamyka, wbijamy się na również dobrze mi znaną drogę do Grodziska w Chrostowej, gdzie znajduje się kolejny punkt. Na miejsce dojeżdżamy bez problemu, ale samo szukanie lampionu zajmuje nam chwilkę, po chwili już podbijamy pkt 13 - miejsce po zamku. Tu decydujemy się na ryzykowny krok, a mianowicie zejście stromym stokiem do drogi. Wiem, że droga jest blisko, wiele razy jadąc drogą widziałem w pobliżu ścieżkę pod górę, ale niestety nie udaje nam się na nią trafić, jakoś schodzimy, ale na pewno nie było to łatwe zadanie.
Następnie pędzimy do Sobolowa, czeka nas podjazd szosowy pod Zonię, jak zwykle na tej górze jest ciężko, nawet na dość lekkich górskich przełożenia. W końcu jednak zdobywamy szczyt i rozpoczynamy terenowy zjazd do Cichawki na którym znajduję się pkt 9 - skrzyżowanie. Po kilku minutach podbijamy punkt i zjeżdżamy dalej przez Cichawkę do Wieruszyc, dalej do drogi na Łapanów, odbijamy na Leszczyny, a po kilku minutach skręcamy na Trzcianę, jadąc już coraz wyraźniej pod górę.
W Trzcianie rozpoczynamy podjazd w kierunku Kamionnej, potem zjazd, skręcamy w boczną drogę i rozpoczynamy kolejny, tym razem bardzo stromy podjazd pkt 16. Początkowo jedziemy po asfalcie, mimo to stromizna jest duża i ja coraz wyraźniej odczuwam zmęczenie, o ile na poprzednich podjazdach podjeżdżałem pierwszy, teraz zaczynam zostawać. W końcu zdobywamy punkt widokowy, jedziemy kawałek grzbietem i stromym wąwozem zjeżdżamy w dół. Dojeżdżamy do rzeczki i zaczynamy strome podejście do góry, na domiar złego okazuje się, że nie trafiliśmy na tą ścieżkę co trzeba, przedzieramy się przez las, potem przez pola i w końcu musimy się kawałek wrócić do pkt 16 - skrzyżowanie. Pod punktem widać, piękną ścieżkę w dół, tylko w którym momencie ją zgubiliśmy?
Z punktu 16 kawałek zjeżdżamy, ale potem musimy znów podjeżdżać do Starych Rybich, w nagrodę następuję kilku kilometrowy piękny zjazd aż do aż do samej Tarnawy, skąd ruszamy do pkt 7 - rozstaje. Początkowo idzie nam dobrze, ale w końcówce musimy podejść bardzo stromą leśną ścieżką, punkt zdobywamy, ale zaplanowany przez nas zjazd do Słupi jakoś nie do końca nam wychodzi. Ścieżki w lesie nie do końca się zgadzają, a podjęta przez nas próba powrotu na właściwą ścieżkę, kończy się tylko stratą czasu i powrotem na szeroką szutrówkę prowadzącą pod szkołę w Słupi. W końcu zjeżdżamy pod szkołę i znów podjeżdżamy do szczytu w Krasnych Lasocicach, potem na szczęście długi zjazd do centrum i przerwa pod sklepem na uzupełnienie zapasów.
Powiem szczerze, że w tym miejscu na 53 km miałem w zasadzie dość, postanowiłem jeszcze jechać w Wojtkiem na kolejny punkt na Górze Św. Jana, ale w zasadzie byłem już przekonany, że dziś nie zrobię, całej trasy. Podjazd pod Górę Św. Jana jeszcze mnie w tym przekonaniu utwierdził, podbiliśmy szybko pkt 15 - róg cmentarza i wróciliśmy pod kościół, gdzie widzieliśmy odpoczywających Zdezorientowanych. Jak się okazało to miejsce wypadało mniej więcej w połowie trasy i po chwili pod kościołem pojawiło się jeszcze kilku zawodników jadących z obu kierunków. Po rozmowie z Zdezorientowanymi dowiedzieliśmy się, że do pokonania mamy jeszcze jakieś 66 km i 1300 m przewyższenia (już pokonaliśmy 62 km i 1300 m przewyższenia) po tej wiadomości uznałem, że nie jadę na znajdujący się dość daleko i trudny do zdobycia pkt 14 - bufet. Wojtek jednak chciał dalej walczyć, więc w tym miejscu się rozstaliśmy i Wojtek ruszył na pkt 14, a ja zdecydowałem się ściąć trasę pomijając pkt 14 i pkt 4, ruszyłem w dół do pkt 8.
Po rozstaniu w Wojtkiem najpierw miałem piękny zjazd przez Krzesławice i Zegartowice (miejsce zamieszkania Rafała Majki, który właśnie rozpoczynał walkę o podium Vuelty), ale zaraz potem zacząłem podjeżdżać w kierunku Komornik i momentalnie poczułem się słabo. W Komornikach odbiłem na Mierzeń a po chwili skręciłem w kierunku pkt 8 - szczyt, zrobiło się stromiej a ja ledwo jechałem, pomyślałem sobie nawet, że mogę mieć problem z przejechaniem pozostałych punktów. Jakoś jednak punkt zdobyłem i następnie ruszyłem długim zjazdem do drogi Wiśniowa Dobczyce, skąd rozpocząłem kolejną wspinaczkę na pkt 2.
Punkt 2 znów był położony na szczycie, co prawda prowadziła do niego dość dobra (z mapy nie do końca to było wiadomo), ale stroma droga. Na jednym z bardziej stromych momentów, złapał mnie mocny skurcz, musiałem się zatrzymać i rozmasować nogę. W końcu jednak do punktu się dotoczyłem i w końcówce na piechotę szczyt zdobyłem.
Dalej nastąpił ostry zjazd do Kornatki, ale już po chwili znów się wspinałem, by chwili znów zjeżdżać i w końcu ponownie podjeżdżać. W zasadzie wiedziałem, że ta droga będzie właśnie tak wyglądać, bo kiedyś jechałem tędy z żoną do Myślenic. Punkt nr 1 - wieża widokowa, zdobyłem wraz z późniejszą zwyciężczynią w kategorii kobiet - była w tym samym miejscu co ja, ale ze wszystkimi punktami:) Pod wieżą się rozstaliśmy, bo ja postanowiłem iść podziwiać widoki, a ona pognała po zwycięstwo.
Na dojeździe do następnego punktu znów sekwencja zjazd, podjazd, zjazd. Po drodze wstąpiłem jeszcze do sklepu żeby uzupełnić bidon, a następnie ruszyłem na pkt 11 - stara droga. Punkt zdobyłem przez teren szkoły z internatem, przechodząc przez dziurę w płocie, w okolicach punktu zrobiłem znów parę fotek zalewu dobczyckiego i po podbiciu punktu ruszyłem do centrum Dobczyc.
Nie wiem dlaczego narysowałem sobie pkt 6 - brzeg rzeki, korzeń, jako punkt po drugiej stronie Raby. Przejechałem więc przez most i skręciłem na drogę wzdłuż rzeki, ale że ten punkt jako jedyny posiadał rozjaśnienie na zdjęciu satelitarnym, a ja tak miałem zagiętą mapę, że tego rozjaśnienia nie widziałem, więc zatrzymałem się przełożyć mapę. Patrzę, a punkt jest jednak po drugiej stronie rzeki, wróciłem więc przez most i pojechałem tym razem właściwą drogą. Dojechałem do ogródków działkowych, skręciłem na ścieżkę wzdłuż rzeki i drugim odbiciem ruszyłem ku brzegowi rzeki, rower porzuciłem na ścieżce i ruszyłem szukać punktu. Chodziłem chwilę po kamienistym brzegu Raby i jakoś punktu nie mogłem znaleźć, zacząłem więc wracać po rower i nagle zobaczyłem punkt, który znajdował się na zboczu skarpy w miejscu gdzie wyszedłem na brzeg, podbiłem i pojechałem dalej.
Dochodziła godzina 17:00 a ja do mety miałem już tylko kilka kilometrów i jeden punkt do zdobycia, zacząłem się nawet zastanawiać czy nie popełniłem błędu odpuszczając walkę o immortal, jednak zaraz potem przypomniałem sobie jak cierpiałem na dojeździe do 8 i 2, a poza tym na odwrót i do tamtych punktów i tak już było zdecydowanie za późno, więc po prostu pojechałem do mety. Ostatni teoretycznie łatwy punkt nr 12 - ambona, sprawił mi trochę problemów. Najpierw coś mi się nie podobała szeroka droga prowadzącą w kierunku punktu i próbowałem szukać wąskiej ścieżki zaznaczonej na mapie. Potem przejechałem koło zwalonej ambony, gdzie znajdował się punkt i pojechałem dalej. Dopiero potem przypomniałem sobie jak Zdezorientowani mówili, że punkt jest przy trzeciej, przewróconej ambonie, oni jechali z przeciwnej strony, więc dla mnie to powinna być pierwsza ambona, wróciłem się więc i podbiłem ten ostatni dla mnie punkt na trasie.
Pozostał mi już tylko dojazd do mety, na której zameldowałem się godzinie 17:34.