Ostatnio praktycznie codziennie jeżdżę na rowerze, a jak nie jeżdżę to chodzę w góry. Minusem tak dużej aktywności, jest brak "głodu" rowerowego. Dziś miałem czas, mogłem pojechać nawet na 8 godzinną wycieczkę, ale mimo pięknej pogody, po prostu mi się nie chciało.
Mimo wszystko takiej wspaniałej okazji nie mogłem całkiem zmarnować, postawiłem sobie dość łatwy do osiągnięcia cel, a mianowicie postanowiłem odwiedzić niewielki cmentarz wojenny nr 383 we Wróblowicach (Swoszowice - Kraków), byłem tam dawno temu, wtedy przy okazji odwiedziłem też kilka okolicznych fortów Twierdzy Kraków, więc dziś postanowiłem powtórzyć tamtą wycieczkę, ale żeby nie było nudno pojechałem w przeciwnym kierunku.
Na początek pojechałem do Wieliczki, a następnie kierowałem się na Krzyszkowice, Barycz i właśnie na Swoszowice. Do Wieliczki było mocno pagórkowato, a potem w zasadzie cały czas pod górkę. Jechałem na szosówce, ale szło dość sprawnie i w miarę szybko. Gdy dojechałem do Swoszowic to najpierw zatrzymałem się przy tabliczce Fort Swoszowice (Wróblowice), niestety teren jest zagrodzony, więc zrobiłem tylko fotkę zza ogrodzenia i wyruszyłem na poszukiwanie cmentarza. Tu trochę pobłądziłem, musiałem trochę ponosić rower, ale w końcu udało mi się zlokalizować cmentarz wojenny 383. Od mojej ostatniej wizyty sporo się tu zmieniło, kiedyś był to pojedynczy krzyż ogrodzony płotkiem, dziś pojawiły się 3 dodatkowe krzyże według wzoru Mayra. Dodatkowo drzewa wokół krzyży zostały "oklejone" czerwonymi bannerami Caritas, dodatkowo teren wokół cmentarza zamienił się w niewielki śmietnik:(
Następnie zjechałem pod kościół Swoszowicach i rozpocząłem podjazd nad Drogę Rokadową pod fort Rajko, a później w dół pod fort Kosocice i dalej w dół aż do Prokocimia. W Prokocimiu trochę pobłądziłem, chyba moja mapa tych terenów, nie jest już aktualna, powstało tam strasznie dużo nowych bloków i niektórych przejazdów już po prostu nie ma. W końcu dotarłem pod fort Prokocim, ale podobnie jak podczas mojego ostatniego pobytu tu, na terenie fortu trwała walka "paintballowa", więc zrobiłem tylko kilka fotek z daleka i ruszyłem do domu.
Z powrotem miałem lekko pod wiatr, ale za lekko z górki, więc poszło dość sprawnie. Na koniec zatoczyłem jeszcze niewielką pętle po Niepołomicach, żeby dobić do 50 km.