W końcu zrealizowałem dość ambitny plan podjechania na Górę Chełm w Myślenicach, ale z dojazdem z Niepołomic.
Wystartowałem około 7:30 i drogą 964 dojechałem do Wieliczki, na rynku zrobiłem krótki postój, a następnie ruszyłem pod Sierczę. Potem seria zjazdów do Koźmic Wielkich i następnie skręciłem na Rzeszotary. Droga prowadziła przez kilka osiedli Kozmic Wielkich i zasadzie cały czas jechałem raz do góry, a potem w dół. W końcu jednak nastąpiły zjazdy, którymi dotarłem do Sieprawia.
Jednak po krótkim postoju w Sieprawiu ruszyłem dalej na Zawadę i na sam początek czekał mnie naprawdę trudny podjazd. Potem na szczęście zjazdy, którymi dotarłem do sklepu już praktycznie na granicy Myślenic. Uzupełniłem zapasy i przez Szubienną Górę wjechałem do centrum Myślenic - około 9:20. Rynek nadal w remoncie, więc po krótkim postoju ruszyłem najpierw na Zarabie, a po chwili pod górę na Chełm.
Początek podjazdu szedł mi nawet nieźle, ale po mniej więcej 2 km nastąpiła 17% ścianka, po której byłem już praktycznie ugotowany. Resztę podjazdu już strasznie zmulałem - momentami ledwo jechałem, ale po mniej więcej 38 minutach doczłapałem pod górną stację kolejki krzesełkowej na Chełmie.
Po krótkiej przerwie ruszyłem w dół, po chwili zatrzymałem się i wszedłem na wieżę widokową - kosztowało mnie to 7 zł, a widoki nie okazały się jakieś nadzwyczajne. Następnie zjechałem do osiedla Chełm, pierwotnie miałem plan pojechać na Działek i zjechać do Poręby, ale pomyślałem, że spróbuję czegoś innego, szczególnie, że droga w kierunku przełęczy Niwka wyglądała zachęcająco. Niestety tak różowo nie było, droga początkowo asfaltowa, szybko przeszła w nierówną szutrową ścieżkę, po połączeniu się z pieszym szlakiem czerwonym ścieżka była już ciężka do przejechania na moim gravelu. Najgorszy jednak okazał się zjazd po betonowych płytach. Zamiast odebrać sobie całą energię włożoną w podjazd, to zjeżdżałem z zaciśniętymi hamulcami po mega trzęsawce.
W końcu jednak osiągnąłem przełęcz i gdzie był już asfalt w końcu czekał mnie mega zjazd do Trzemieśni. Potem jeszcze trochę w dół w kierunku Drogini, ale tym razem postanowiłem odbić w Łękach w prawo. Od razu zaczął się podjazd, jechało mi się ciężko, ale jako tako dawałem radę, w końcu zdobyłem Dziurak i ruszyłem w dół, potem znowu w górę i końcu w dół do Dobczyc. Postanowiłem podjechać sobie jeszcze na zamek, niestety na zamku tłumy, podobnie jak na rynku - kolejka do lodów miała chyba ze 100 metrów. Musiałem jednak uzupełnić zapasy, okazało się, że zaraz obok lodów był niewielki sklepik, gdzie kupiłem wszystko bez kolejki.
Do domu postanowiłem jechać przez Stadniki, miałem już lekko dość, a do tego zrobiło się gorąco i musiałem jechać pod przeciwny wiatr. W rezultacie do Gdowa dojechałem już bardzo mocno zmęczony. Po krótkiej przerwie na gdowskim rynku ruszyłem najpierw drogą 967, a następnie w Marszowicach odbiłem na Niegowić. Czekał mnie jeszcze podjazd pod Brzezie, jakoś wjechałem i zacząłem zjeżdżać do kierunku domu.
Mniej więcej o 14:30 po przejechaniu 105 km i ponad 1500 metrów w pionie dotarłem do domu.
Wycieczka udana, cel osiągnięty, choć kosztowało mnie to naprawdę wiele sił. Rano jechało się całkiem nieźle, mimo, że górek było sporo. Podjazd pod Chełm niestety mnie zagotował i potem do samego końca jechało mi się już ciężko.