Ten rok jest rowerowo dość słaby, natłok obowiązków, koronawirus i inne sprawy osobiste sprawiły, że jeżdżę mało i w zasadzie nie wybrałem się na żadną dłuższą wycieczkę. Mimo wszystko, pod sam koniec wakacji udało mi się wygospodarować półtora dnia, które spożytkowałem na przejechanie trasy Velo Dunajec - od Nowego Targu do Bogumiłowic.
Postanowiłem odpuścić dość nieciekawy moim zdaniem odcinek z Zakopanego do Nowego Targu (jakieś 30 km) oraz odcinek z Ostrowa (Bogumiłowic) - 25 km do ujścia Dunajca do Wisły - ten drugi odcinek pokonywałem niedawno, więc tym razem go odpuściłem. Odpuściłem, więc początek i koniec trasy, ale od Nowego Targu do Bogumiłowic starałem się dość dokładnie trzymać szlaku.
Czasu miałem mało, a trasa była dość długa. Musiałem wstać o 3:00 rano, żeby za minutę czwarta wsiąść do pociągu z Podłęża do Krakowa. Dokładnie o 5:12 odjechałem ze stacji Kraków Główny do Nowego Targu, na miejscu byłem kilka minut po 8.
Na początek ruszyłem na rynek w Nowym Targu, gdzie zjadłem szybkie śniadanie, a następnie przekroczyłem most na Dunajcu i wjechałem na Velo Dunajec. Pogoda była dość dobra, choć rano było jeszcze chłodno, gdy rozpocząłem jazdę wzdłuż rzeki to po chwili napotkałem na dość spore mgły, które niestety ograniczyły mi widoczność na Tatry. Na początek zaliczyłem też małą awarię, pękło mi jedno ogniwo łańcucha, na szczęście miałem spinkę i mogłem dokonać szybkiej naprawy.
Do Dębna jedziemy malowniczymi ścieżkami wzdłuż rzeki, a następnie wjeżdżamy na największą atrakcję tego roku w tej okolicy, a mianowicie na szlak wokół jeziora Czorsztyńskiego. Trasa ta jest faktycznie dość malownicza, ale miejscami dość stroma. Najtrudniejszy jest podjazd od Zatoki Falsztyńskiej do Falsztyna, jechałem tą górkę kiedyś dawno temu, ale wtedy po szosie, tym razem miałem okazje wjechać prawie od lustra wody, malowniczą drogą z ładnymi widokami. Podjazd ciężki ale do zrobienia w całości na rowerze, a na szczycie możemy podziwiać piękne widoki na Tatry :)
Po podjeździe mamy dość długi zjazd i dość pagórkowatą trasę aż do samej Niedzicy. W Niedzicy zatrzymałem się na chwilę na przystani i na zaporze, po czym ruszyłem dalej, drogą do Sromowców Wyżnych, a potem trochę ścieżkami, a trochę drogą wzdłuż Dunajca do Sromowców Niżnych. U stóp Trzech Koron przekroczyłem Dunajec i na chwilę wjechałem na Słowację do miejscowości Czerwony Klasztor. To miejsce znam dość dobrze z poprzednich wypadów, więc po chwili przerwy, wróciłem do Polski i tzw. Drogą Pienińska dojechałem do Szczawnicy. Droga Pienińska jest dobra na niedzielne wycieczki z rodziną, ale na tranzyt wyprawowy jest dość irytująca, nierówna szutrowa ścieżka, tłumy ludzi sprawiły, że ten odcinek dość mocno mnie zmęczył.
W Szczawnicy zrobiłem przerwę na lody i po chwili ruszyłem do Krościenka nad Dunajcem. Można powiedzieć, że Szczawnicy szlak w zasadzie się urywa, jechałem remontowaną drogą, obok robią ścieżkę po chodniku :(, a na chwilę obecną też w remoncie, a od Krościenka musi jechać ruchliwą trasą 969. Po kilku kilometrach można przeskoczyć na kładką na drugą stronę Dunajca, ale w Tylmanowej znów trzeba wrócić na drogę 969. Na szczęście w miejscowości Zabrzeż ponownie wjeżdżamy na prowadzący mało ruchliwymi drogami szlak. W Łącku zmieniamy brzeg rzeki i dalej jedziemy sobie spokojnie brzegiem Dunajca, po 5 km znów zmiana brzegu i nieoczekiwanie wyskakuje podjazd po nachyleniu przekraczającym miejscami 17%. Bocznymi drogami dojedziemy aż do Starego Sącza, jednak w Golkowicach Dolnych czeka nas odcinek błotnistą drogą przez las - ten fragment szlaku jest zdecydowanie do poprawy.
Starym Sączu zrobiłem przerwę obiadową, było bardzo gorąco, a ja powoli zacząłem odczuwać zmęczenie w końcu na liczniku miałem już prawie 100 km. Po przerwie pojechałem dalej, szlak prowadzi nas ścieżkami do Nowego Sącza, którym tym razem minąłem bokiem, i dalej aż do Wielogłowów gdzie nagle kończy się przy zakładach Wiśniowski.
Dalej do Gródka nad Dunajcem czeka nas w zasadzie jazda drogą, nie licząc mega stromego skrótu w Dąbrowie. Ten odcinek jest mocno pod górę, ale za to w nagrodę do Gródka mamy głównie w dół. Niestety na szczycie podjazdu w Woli Knurowskiej odczułem bardzo mocno wiatr, na zjeździe musiałem uważać po przestawiało mnie na szosie. Po kilku kilometrach byłem w Gródku i po zrobieniu kilku zdjęć od razu ruszyłem dalej. W zasadzie w tym miejscu nadszedł czas by pomyśleć o jakimś noclegu, ale ponieważ nie było jeszcze strasznie późno, to postanowiłem jeszcze trochę podciągnąć. Przejechałem przez Rożnów, gdzie zrobiłem krótką przerwę na zakupy, a następnie pojechałem do miejscowości Tropie. W tym miejscu możemy przeprawić się promem na drugi brzeg - tak prowadzi szlak, ale ja zdecydowałem się na przeprawę przez górę do miejscowości Piaski-Drużków. Nie była to łatwa przeprawa, ale jakoś się udało, a po zjeździe na 146 km trasy udało mi się znaleźć nocleg.
Mój dzień zakończył się około 18:00 w osadzie indiańskiej w miejscowości Piaski-Drużków, przejechałem 146 km trasy Velo Dunajec, dojechałem dalej niż pierwotnie planowałem, a najważniejsze, że jechało się bardzo fajnie :)