28 kwietnia, a ja dopiero pierwszy raz w tym roku pojechałem do pracy na rowerze. Co prawda już raz zdarzyło mi się już wracać rowerem (do pracy pojechałem wtedy pociągiem) z pracy - tuż przed świętami, ale na pełny wyjazd do pracy na rowerze zdecydowałem się po raz pierwszy. Dla porównania powiem, że przed rokiem po raz pierwszy do pracy pojechałem 31.03, a np. w 2018 już 13.03, no ale teraz sytuacja jest trochę inną i nie tak łatwo pojechać mi rowerem do pracy.
Z domu ruszyłem o 6:22, czyli praktycznie o tej samej godzinie, o której wyjeżdżam na pociąg 6:36 z Podłęża. Pogoda była całkiem ładna, słonecznie, lekki wiaterek i około 6 stopni. Pojechałem przez Brzegi, Rybitwy, a następnie ulicą Saską na most na Dąbiu, a potem bocznymi drogami do szkoły. Na miejscu byłem około 7:25, Garmin pokazywał trochę ponad 58:23 minut czystej jazdy, dystans 23,2 km, średnia 23,8 km/h.
W sumie jechało mi się całkiem dobrze, choć momentami musiałem walczyć z lekkim wiatrem i od połowy trasy już lekko zamulałem. Jazda ulicami Krakowa jest średnio komfortowa, choć trasa przez Rybitwy i Dąbie jest chyba faktycznie najkrótszą wersją dojazdu.
W drodze powrotnej postanowiłem zrobić sobie wycieczkę krajoznawczą :) Na początek pojechałem na Zabłocie, gdzie przejechałem sobie koło fabryki Oscara Schindlera. Później przejechałem sobie turystycznie przez obóz Płaszów, czytając po drodze tablice informacyjne, a na koniec odwiedziłem fort Twierdzy Kraków nr 50a Lasówka.
Tempo w drodze powrotnej siłą rzeczy było dużo niższe, ale mimo wszystko jestem zadowolony z tej wycieczki.